?Kiedy szukał w pamięci swoich początków, przypominał sobie pewien sen z dzieciństwa, zagmatwany i ciemny, w którym ciągle powracał obraz wielkiego głazu, spadającego z nieba w sosnowym lesie. Głaz uderzał o ziemię, pękał jak łupina orzecha, a z jego granitowego wnętrza wypadało śpiące dziecko o złotych włosach, które leżało potem na trawie, jakby je ktoś wysypał z koszyka i zostawił pod gałęziami drzew, by rosło wśród saren i jeleni. Taką to historię własnego początku Eryk Stamelmann wiele razy opowiadał sobie samemu przed zaśnięciem".