Łuskanie światła. Reportaże rosyjskie Jędrzeja Morawieckiego to książka o spotkaniach młodego polskiego reportażysty i podróżnika z rosyjską sektą wissarionowców, która żyje na Syberii, na południu Kraju Krasnojarskiego, w środku tajgi w trudno dostępnym miejscu nazywanym Zoną. Członkowie sekty porzucili wszystko, by razem z Wissarionem byłym milicjantem drogówki, który podaje się za Jezusa Chrystusa rozpocząć nowe życie duchowe poza systemem finansowym. Autor, żyjąc z nimi jako Jędrzej z kraju Jana Pawła II, daje pogłębiony i wolny od klisz taniej sensacji portret ludzi, którzy w różnych momentach swego życia uwierzyli w Wissariona. Ma przy tym dość odwagi, aby samemu również stanąć twarzą w twarz z wyzwaniem, jakim dla zmęczonego kapitalizmem mieszkańca Zachodu jest alternatywne bytowanie w Nowym Jeruzalem: skupione na życiu duchowym i cichej pracy, samowystarczalne, w głębokiej harmonii z przyrodą. Nie przechodząc ani na chwilę na stronę wyznawców Wissariona, Morawiecki umie opowiedzieć o przecież nie tylko swojej tęsknocie nienasyconej, fascynacji, rozterkach i w końcu rozczarowaniu. Jego wyprawom do Zony towarzyszy pytanie o to, czym jest Rosja i dlaczego fascynuje pytanie stare i banalne, na które autor Łuskania światła udziela niebanalnej i nieprostej, osobistej odpowiedzi.
To mogło się stać tylko tu, tylko w Rosji. Tylko Rosjanie mogli za nim pójść: szeroka dusza, wylewność, dawaj wpieriod. Najpierw pójdziemy, potem zobaczymy, kto to taki, kim jest. Wiadomo: my nie miód i nie cukier. Ale tylko Rosjanie mogli stworzyć Zonę: trochę nienormalni, otwarci.
(Kola Kazakow, jeden z bohaterów książki)
Zmagamy się z rusofobią. Uciekamy od rusofilów. Każdy drepcze własną ścieżką. I tej ścieżki, tropy, strzeże zazdrośnie. A potem snuje opowieści, puszcza filmy, bryluje na bankietach, by na powrót uciec z Polski przez Okęcie, Terespol, jak się da. Do gorzkiej wódki, nocnych rozmów w kuchni. Do kamiennych metropolii i pustych stepów. Do kartoszki.