Koszyk
ilosc: 0 szt.  suma: 0,00 zł
Witaj niezarejestrowany
Przechowalnia
Tylko zalogowani klienci sklepu mogą korzystać z przechowalni
wyszukiwarka zaawansowana
Wszędzie
Wszędzie Tytuł Autor ISBN
szukaj

Sen sów

Sen sów
Isbn: 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895
Ean: 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895, 9788380320895
Liczba stron: 272
Format: 13.0x21.5cm

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

,

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

,

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

,

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

,

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

,

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

,

Jerzy Sosnowski w najlepszej formie, za którą pokochali go czytelnicy "Apokryfu Agłai"

Wspomnienia nigdy nie będą tak słodkie i pełne, jak te z pierwszych wakacji. Jarko Wolski razem z rodzicami pędzi pociągiem przez Polskę do sanatorium w Kołobrzegu. W bujnej wyobraźni chłopca, który marzy o tym, by zostać pisarzem, leniwy krajobraz za oknem jest jak preria lub pustynia Gobi, a pociąg może wywieźć ich w każdej chwili w nieznane, niebezpieczne miejsca, jeśli nie zdążą wysiąść na czas.

Lata 70-te, uzdrowisko Kołobrzeg o zmieniających się co godzinę siedmiu strefach klimatycznych, jeśli wierzyć słowom kelnerki. Kurort zapełniają opaleni wczasowicze, plaże kuszą piękną pogodą, tymczasem Jarko spędza czas na gimnastyce oddechowej i w basenie solankowym w Ośrodku Przyrodoleczniczym.

Dorosły już Jarosław odbywa nostalgiczną podróż do wspomnień tamtego lata, do chłopięcych tęsknot i pragnień, gdy wszystko jest jeszcze obce i pociągające zarazem, a pytania, na które szuka się odpowiedzi, wydają się najważniejsze na świecie. Czy Kmicic mógł nosić karabin maszynowy? Jak zataić przed przyjacielem smutek za utraconą maskotką? Co zrobić, by zaimponować córce właścicielki wynajmowanej kwatery? Czy to możliwe, żeby kiedyś była wojna polsko-radziecka? Albo żeby istniała biała czekolada?

Sosnowski bawi się narracją, wchodzi w dialog z czytelnikiem, łamie strukturę czasu i pamięci, zacierając granice między snem i jawą.

Fragment:

Zaraz po tym, jak przyjeła ich czarnowłosa Gocha, starsza córka pani Strzeleckiej, zjawiła sie ona sama, a nawet z koszar przybiegł na obiad jej maz. Dwupokojowe mieszkanie zaroiło sie naraz od ludzi. Jarko nie był pewien, kim zachwycac sie bardziej: pania Ala, która na powitanie powiedziała mu, ze jest fajnym chłopczykiem, ze zawsze chciała miec syna i ze mogliby sie zaprzyjaznic, panem Zygmuntem, który zdazył mu obiecac przejazdzke czołgiem, smagła Gocha druga córka nie wróciła jeszcze od kolezanki czy wreszcie mieszkaniem, tak innym od tamtego pozostawionego w Warszawie. Drzwi wejsciowe (z okienkiem, przesłonietym zasłonka w kwiatki) wypadały posrodku poprzecznego korytarza. Wchodzac, widziało sie swoje odbicie w olbrzymim potrójnym lustrze na niskiej szafce, które rodzice ochrzcili zaraz niepokojaca nazwa tremo. Jarko znał termin tremor, oznaczajacy drżenie miesni, jakie przydarzało mu sie po zazyciu niektórych lekarstw na oddychanie; widocznie potrojony w zwierciadle Dorosły odczuwał cos podobnego. Moze doswiadczał tremy, widzac siebie tak, jak widzieli go inni z zewnatrz? Korytarz na prawo konczył sie drzwiami do łazienki, pomalowanej na wsciekle rózowy kolor, gdzie nad wanna górowała zeliwna kolumna pieca na wegiel (rodzice orzekli: terma, budzac w Jarku popłoch, ze teraz juz beda mówili wyłacznie: tremo, terma, mater, metro, remont, termin, tren, a w najlepszym razie termometr i terpentyna ale na szczescie im przeszło). W lewo szło sie do ogromnej kuchni z białym kredensem, stołem, lodówka (troche kopie, uprzedziła pani Strzelecka) i wyjsciem na balkon. Po obu stronach trrrema znajdowały sie drzwi do dwóch pokoi. W tym po prawej sciesniła sie na czas wakacji rodzina gospodarzy, ten po lewej miał nalezec do wczasowiczów.

Oprawa: twarda z obwolutą, twarda, twarda, twarda, twarda, twarda, twarda
Wydawca: Wielka Litera, ebookpoint
Brak na magazynie
Dane kontaktowe
Księgarnia internetowa
"booknet.net.pl"
ul.Kaliska 12
98-300 Wieluń
Godziny otwarcia:
pon-pt:  9.00-17.00
w soboty 9.00-13.00
Dane kontaktowe:
tel: 43 843 1991
fax: 68 380 1991
e-mail: info@booknet.net.pl

 

booknet.net.pl Razem w szkole Ciekawa biologia dzień dobry historio matematyka z plusem Nowe już w szkole puls życia między nami gwo świat fizyki chmura Wesoła szkoła i przyjaciele